Czytając Wasze wypowiedzi mam mieszane uczucia. Większość z oceniających stawia ocenę powyżej 7/10. Niestety mnie ten film nie zachwycił, a bardzo lubię komiksy. Zacznę od tego co mi się w tym filmie podobało. Na pewno sam pomysł z "dziedziczną" przemianą. Typowo komiksowe. Nie odbiegające wzorem od innych tego typu bohaterów. I dlatego fajne. Oczywiście efekty specjalne. Gra aktorska Sama Elliotta (bardzo go lubię) w roli gen. Thunderbolta Rosa ojca Betty. Facet konkretny, wiedzący czego chce i dążący do celu. Wiadomo, Eric Bana w roli Bruce'a. Choć drażniła mnie jego ślamazarność i taka "gapowatość" na początku. Nick Nolte, wiem, że jest uważany za dobrego aktora, ale ja go po prostu nie lubię. Choć tu zagrał nieźle. Ale (zaznaczam, że dla mnie) postać Betty była tak bardzo niespójna i źle określona, że rozwaliła całą logikę tego filmu. Z jednej strony niby taka wrażliwa, zakochana, pragnąca pomóc i uratować Bruce'a. Z drugiej zdradziecka ... (nie napiszę określenia) sprzedająca go swojemu ojcu. Za pierwszym razem, to mogła być pomyłka. Szczerze wierzyła w dobre intencje tatusia, ale za drugim razem, gdy wiedziała, że ukochany nie jest groźny a tatuś chce go zabić, to już przesada. Dziewucha była nieprzeciętnie głupia i wredna. Brak logiki w jej działaniu mnie powalił. Dlatego cały film mnie rozczarował i dałam 3/10. Może za surowo. Może postaracie się mnie przekonać o mojej pomyłce. Chętnie (jeżeli się mylę w odczuciach) zmienię ocenę na wyższą.